We Wrocławiu w roku 1963 wybuchła epidemia ospy prawdziwej - jedna z ostatnich w Europie. Chorobę do miasta przywlókł wracający z Indii (wg innych źródeł z Birmy lub Wietnamu) Bonifacy Jedynak - oficer Służb Bezpieczeństwa. Pierwszą ofiarą została pielęgniarka, która miała bezpośrednią styczność z chorym.
Nadzór nad całością akcji sprawował Jan Kostrzewski - ówczesny wiceminister zdrowia, który był jednocześnie głównym inspektorem sanitarnym. Powołana została Rada Epidemiologiczna. Składała się z wrocławskich lekarzy i pracowników ministerstwa zdrowia, wśród których był także lekarz pochodzący z Gdańska, gdzie zmagano się z czarną ospą rok wcześniej.
Pierwszego dnia formalnie ogłoszonej epidemii (17 lipiec 1963r.) priorytetowo potraktowano izolowanie chorych oraz osób, z którymi miały one kontakt. Podjęto także decyzję o uruchomieniu akcji masowych szczepień. Z akcji początkowo wyłączono noworodki, osoby przewlekle chore, a także kobiety do 5. miesiąca ciąży. Dnia 1 sierpnia podjęto decyzję, aby szczepić wszystkich, nawet jeśli występowały przeciwwskazania. Dzięki tej decyzji zaszczepiono 98% mieszkańców Wrocławia.
Początkowe działania były chaotyczne, jednak w końcu przyjęto procedurę postępowania. Każdy nowo zgłoszony przypadek ospy był sprawdzany przez lekarza konsultanta. Lekarze badający chorego pacjenta nosili specjalne ubranie ochronne, na które składały się białe spodnie z płótna, czapka, bluz, rękawice oraz gumowe buty. Przez mieszkańców zostali oni okrzyknięci „kolędnikami”, „kaskaderami”, „Judymami okresu epidemii”.
W ramach działań związanych ze zwalczaniem epidemii, zarekwirowano samochody wrocławskich przedsiębiorstw. Przedsiębiorców, którzy się nie podporządkowali zaleceniom, miano karać w przeciągu 24 godzin, a fakt o braku współpracy miał zostać ogłoszony w prasie.
Mimo podejmowanych kroków, choroba zdołała wydostać się z miasta. 19 lipca w Opolu zachorowała osoba mająca wcześniej kontakt z pacjentem "zero" (B. Jedynakiem). Dopiero po pięciu dniach udało się postawić prawidłową diagnozę. Wcześniej myślano, że jest to ospa wietrzna. W międzyczasie chory zaraził kolejne dwie osoby.
Stan bliski paniki osiągnięto, gdy zachorował motorniczy tramwaju 0. Była to bardzo popularna linia, łącząca największe wrocławskie dworce: Dworzec Główny, Świebodzki i Nadodrze.
Łącznie na 47 dni Wrocław został odcięty od świata. Do miasta nie mógł wjeżdżać nikt, kto nie był zaszczepiony. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) przewidywała, że epidemia potrwa dwa lata i w jej wyniku zachoruje ok 2 tysięcy osób, a umrze 200. Okazało się, że epidemia wygasła po 25 dniach od jej odkrycia. Wszyscy byli pełni podziwu dla wrocławskich służb, że w tak krótkim czasie uporały się z zarazą.